Viva México! Na szlaku Majów.
artykuł czytany
4178
razy
W Mexico City dojeżdżam metrem z TAPO do stacji Universidad, z której odbierają mnie znajomi. W domu już czeka już zapas tequili i limonek...
Dzień 9.
Rano wsiadam w pesero (mikrobus), którym mam dojechać do stacji metra Universidad. W końcu jednak okazuje się, że wsiadłem w złe pesero i pojechałem zupełnie gdzie indziej. Ostatecznie dojechałem do innej linii metra i z przesiadką w centrum dostałem się na północny dworzec autobusowy, Terminal Norte.
Jem szybko tacos w ramach śniadania, kupuje bilet za $4 i wsiadam do autobusu do Teotihuacan, największego starożytnego miasta w Meksyku położonego w otoczonej górami odnodze doliny Valle de Mexico. Na miejscu mży, a chmury zapowiadają porządną ulewę.
Najpierw kieruję się do Templo de Quetzalcoatl, a stamtąd idę ponaddwukilometrową Calzada de los Muertos (Drogą Zmarłych) w stronę piramid. Piramida Słońca jest trzecią największą na świecie piramidą, ma 222 m podstawy i 70 m wysokości. Po wspięciu się po 248 schodach do staje na szczycie, ale zacinający z ukosa ulewny deszcz i mocny wiatr nie pozwalają mi tam długo zostać. Idę dalej Drogą Zmarłych i dochodzę do znajdującej się na jej końcu Piramidy Księżyca. Zwiedzam jeszcze Palacio de Quetzalpapalotl i kilka okolicznych budowli, i udaje się do muzeum i ogrodu botanicznego znajdujących się na tyłach Piramidy Słońca. Wieczorem wracam do Mexico City
Dzień 10.
Rano jem na śniadanie przepyszne tacos na ulicy, koło stacji Allende, po czym jadę do Bosque de Chapultepec, największego parku w Mexico City. Przez park dostaję się do Museo Nacional de Antropologia, jednego z najlepszych muzeów na świecie, mającego w swych zbiorach imponującą kolekcję dotyczącą cywilizacji prekolumbijskich Meksyku. Muzeum jest fascynujące i oferuje znacznie więcej niż większość ludzi jest w stanie zobaczyć, dlatego też decyduję się skoncentrować na tych częściach, które dotyczą regionów, w których byłem. A więc przede wszystkim: Majowie, Aztekowie, Zapotekowie, a potem zobaczymy. Zbiory naprawdę robią wrażenie i ciężko je opisywać. Sala Maya, która ma ekspozycję nie tylko z Meksyku, lecz także Gwatemali, Belize i Hondurasu, robi na mnie największe wrażenie. Sala Teotihuacana i kolejne są niewiele „gorsze”.
Z muzeum udaję się do centrum, gdzie jem obiad i dalej zwiedzam miasto. I to koniec. Wieczorem jadę na lotnisko i niestety opuszczam już Meksyk.
* * *
Przeczytaj podobne artykuły